Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że poznam Egipcjanina i wyjdę za mąż to zaśmiałabym mu się w twarz i powiedziała, że zwariował. Nie dość, że Egipcjanin, to jeszcze ślub. Ja, osoba uważająca, że ślub do szczęścia nie jest mi potrzebny, byłam przekonana, że nigdy sama za mąż nie wyjdę. A dzisiaj mija już piąta rocznica naszego ślubu. Mówią, że jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, to powiedz mu o swoich planach. O moich chyba usłyszał aż za dobrze bo postanowił wywrócić je do góry nogami.

Nasze początki

Nie chcę tutaj opowiadać ckliwych romantycznych historii bo uważam, że takiej nie mieliśmy, a jeśli były jakieś elementy romantyzmu to wolimy zostawić je dla siebie. O tym gdzie i kiedy się poznaliśmy opowiedzieliśmy jedynie w udzielonym w tym roku wywiadzie dla Klubu Polek na Obczyźnie, który możecie przeczytać tutaj. Teraz w skrócie napiszę tylko, że poznaliśmy się w Polsce, kiedy obydwoje pracowaliśmy na wolontariacie na EURO 2012. Mohamed spędził w Polsce kilka miesięcy, później wyjechał do Wielkiej Brytanii. W 2013 roku zdecydowaliśmy się wziąć ślub i tak mija już piąty rok. Pięć lat minęło jak jeden dzień. Dosłownie. Nawet nie wiem kiedy. Pomiędzy studiami, pracą, podróżami świętujemy już kolejny rok razem. Mówią, że w dobrym towarzystwie czas szybko płynie. Tak chyba było z nami.

Na początku się nie lubliśmy, później się zaprzyjaźniliśmy, a jeszcze później zaczęliśmy spotykać. Jeśli liczycie na historię o miłości od pierwszego wejrzenia to niestety, nie tym razem. Z perspektywy tych kilku lat, cieszę się, że poznaliśmy się w Polsce, że mieliśmy czas żeby się poznać zanim zaczęliśmy myśleć poważnie o naszym związku. Znając siebie wiem, że nie zaufałabym osobie poznanej w hotelu na wakacjach, z którą spędziłabym zaledwie tydzień raz na kilka miesięcy, a tym bardziej nie zaufałabym osobie poznanej przez Internet. Nie neguję, że w taki sposób też poznają się szczęśliwe małżeństwa. Żyjemy w czasach kiedy ludzie poznają się w tak różnorodny sposób, że żaden nie jest ani lepszy ani gorszy i w perspektywie czasu nie gwarantuje udanego związku. Wiem tylko, że mi samej trudno byłoby zaufać osobie poznanej w sieci albo na tygodniowych wakacjach.

Życie zaczyna się po ślubie

Chociaż my poznaliśmy się w Polsce to i tak uważam, że prawdziwe wspólne życie zaczęliśmy dopiero po ślubie. Mieszkanie ze sobą, dzielenie codziennych problemów i czasem nudnych codziennych spraw, jest dopiero dobrym sprawdzianem dla pary. Nie da się tego przeżyć czy sprawdzić na tygodniowych wakacjach przy plaży, gdzie każdy jest zrelaksowany bo ma wolne od codzienności i kłopotów. Trudno jest poznać się żyjąc na odległość i sprawdzić siebie nawzajem w różnych sytuacjach.

Cieszę się też, że nie musiałam mieć obaw czy mój mąż jest ze mną tylko ze względu na dokumenty bo w momencie kiedy się poznaliśmy mógł legalnie mieszkać w Wielkiej Brytanii. Nie potrzebował mnie żeby wyjechać z Egiptu. Przed ślubem obydwoje dużo podróżowaliśmy, nawet on podróżował więcej niż ja. Podróżowanie z egipskim paszportem łatwe nie jest, prawie wszędzie trzeba mieć wizę. Jeśli nie ma się worka pieniędzy to o podróże trudno. Mohamed worka pieniędzy co prawda nie miał, ale i tak podróżował sporo. Kilka razy był w Europie, w Azji, nawet w RPA. Po prostu był uparty i miał trochę szczęścia żeby móc zrealizować swoje marzenia.


Moje wielkie egipskie wesele

W Egipcie ślub z cudzoziemcem bierze się w specjalnym urzędzie w Kairze. Po załatwieniu wszystkich formalności na miejscu, podpisuje się dokumenty, stawia na nich odcisk kciuka i gotowe. Przed i po ślubie jest sporo załatwiania, tłumaczenia dokumentów, poświadczenia w ambasadzie, pieczątek… Trochę tego jest, ale krok po kroku można wszystko ogarnąć. Można też oczywiście zlecić to wszystko prawnikowi, ale są to dodatkowe koszty. A jaką radość mieliśmy kiedy załatwiliśmy wszystko sami. Wesele też odpuściliśmy. Wiele osób powie pewnie, że to jedyny taki dzień w życiu więc warto go zapamiętać i uczcić. Ja uważam, że po dniu ślubu czeka na nas o wiele więcej jeszcze radośniejszych dni. A i przed ślubem jest wiele takich, które zapamiętamy do końca życia. Nie było dla nas nigdy ważne celebrowanie ślubu na wielkim weselu, czulibyśmy się z tym źle, bo sami nie przepadamy za takimi imprezami.

Życie w związku mieszanym

Często słyszę opinie, że życie w związku mieszanym jest znacznie trudniejsze niż w związku monokulturowym. Muszę się z tym nie zgodzić. Osobiście uważam, że każdy związek niesie ze sobą ryzyko porażki, a związek mieszany jest trudniejszy tylko dla osób, dla których różnice kulturowe stanowią barierę nie do pokonania. Przecież o każdy związek trzeba dbać, każdy należy pielęgnować.

Różnice kulturowe

Zmierzamy więc do tych nieszczęsnych różnic kulturowych. Dla jednych są nie do przejścia, dla innych nie stanowią problemu. Kiedy ludzie pytają mnie o różnice kulturowe to ja naprawdę, całkiem szczerze, nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Na pewno na początku jakieś różnice były, ale teraz ich nie widzimy i nawet o nich nie pamiętamy. Tak, obydwoje wychowaliśmy się w innych kulturach i innych religiach. Ale poza tym jest jeszcze wiele innych czynników kształtujących człowieka. Edukacja, rodzina, podróże i poznawanie świata, to wszystko wpływa na to jakimi jesteśmy ludźmi.

My obydwoje jesteśmy ludźmi otwartymi, lubimy podróżować, poznawać ludzi i miejsca. Akceptujemy inność, różne poglądy, wyznania, tradycje. Nie stanowiło dla nas problemu zaakceptować też siebie nawzajem i stworzyć to co mamy. Jeśli dla kogoś najważniejsze jest żeby mąż/żona wyznawali tę samą religię lub mówili w tym samym ojczystym języku, to wtedy związek mieszany nie ma dużych szans powodzenia. Dla nas na szczęście, priorytety w partnerze były zupełnie inne.


Wzajemny szacunek

Ludzie patrząc na związki mieszane, szczególnie te mieszane religijnie, zawsze myślą, że w pewnym momencie kobieta musi zmienić religię i dostosować się do męża bo tak już jest. Pytają czy musisz nosić hidżab albo przestałaś wychodzić z domu. A u nas nigdy nie było nawet tematu zmiany wiary i zakładania hidżabu! Nie powiem wam czy mąż jest za czy przeciw mojemu noszeniu hidżabu bo nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Nie zdarzyło się żeby któreś z nas sugerowało drugiej osobie zmianę wiary albo chociaż wspominało „a co by było gdyby”. Gdybyśmy chcieli spędzić resztę życia z osobą tego samego wyznania to nie związalibyśmy się ze sobą. Nigdy też nie pokazujemy sobie nawzajem że „moja religia/kultura jest lepsza” bo uważamy, że nie ma ani lepszej ani gorszej. Są po prostu inne.

Jeśli w związku mieszanym nie ma 100% akceptacji dla swojej inności i wzajemnego szacunku dla swoich kultur i religii, to nie ma dobrego związku. Z tego szacunku właśnie braliśmy tylko ślub cywilny. Mąż wiedział, że czułabym się źle biorąc ślub w meczecie, więc nigdy tego ode mnie nie wymagał. Ja wiedziałam, że gdybym się uparła to wziąłby ze mną ślub jednostronny w kościele, ale nie chciałam tego robić. Skoro on uszanował mnie i nie nalegał na ślub w meczecie, to czemu ja miałabym nalegać na ślub w kościele? Później wielokrotnie słyszałam, że „muzułmanin, który nie bierze ślubu religijnego nie traktuje swojej żony poważnie bo ślub religijny jest dla nich najważniejszy”. Nie zaskoczę was pewnie jeśli napiszę, że się nie zgadzam. Właśnie ze względu na szacunek do mnie, ślubu religijnego nie mieliśmy.

Połączenie dwóch religii

W codziennym życiu również szanujemy swoje religie. Mąż uczestniczy w ślubach, chrzcinach i pierwszych komuniach, które mają miejsce w mojej rodzinie. Nie wyobrażam sobie żeby mogło być inaczej. Obchodzimy Boże Narodzenie i Wielkanoc razem z moją rodziną, mąż dzieli się opłatkiem, wie nawet jak wygląda Pasterka bo był kiedyś na jednej. Wspólnie obchodzimy też jego święta. Ja wspieram go w czasie Ramadanu i pomagam przygotowywać posiłki. Staramy się zawsze spędzać iftar razem. Więcej o tym jak spędzamy Ramadan możecie przeczytać tutaj.

Co najbardziej lubię w związku mieszanym?

Jesteśmy z tych, którzy uważają, że inność jest ciekawa i wiele nas uczy, a nie, że jest jakimkolwiek problemem. Wiele się przez te lata nauczyliśmy od siebie i jesteśmy przez to bogatsi o nowe doświadczenia. Uważamy, że związki mieszane dają dużo, jeśli potrafi się tę różnorodność wykorzystać.

Jedzenie

W domu mieszamy kuchnię polską i egipską. Małżonek gotuje dużo potraw i deserów z kraju faraonów, a ponieważ mieszkamy w Polsce to i kuchnia polska towarzyszy nam prawie codziennie. Mohamed uwielbia pierogi, ja uwielbiam falafel i basbusę. Mamy większe pole do popisu jeśli chodzi o obiady.


Język

Pytacie nas często w jakim języku się komunikujemy. Na co dzień rozmawiamy po angielsku. Dla wielu komunikacja w języku obcym może być przeszkodą. W końcu nie jest łatwo wyrazić wszystko co się chce w innym języku, jeśli nie znamy go zbyt dobrze. Nam też pewnie wiele brakuje do ideału. Ale tak się jakoś złożyło, że obydwoje przez pewien okres naszego życia byliśmy nauczycielami angielskiego i używanie tego języka jest dla nas bardzo naturalne. Nigdy nie mieliśmy problemów z porozumieniem się w języku obcym.

Poza tym, związek mieszany daje nam motywację do nauki nowego języka. Mohamed siłą rzeczy uczy się polskiego. Rozumie właściwie wszystko, mówi trochę mniej, ale i język polski nigdy nie był mu niezbędny do życia. Pracuje z językami obcymi, a polski jest mu potrzebny do rozmów z moją rodziną i załatwiania spraw w urzędach. Mimo to radzi już sobie całkiem dobrze i ciągle się uczy.

Często ktoś mi mówi, że powinniśmy rozmawiać po polsku bo wtedy mąż więcej by się nauczył. Pewnie tak by było, ale szczerze? Wracając do domu po pracy i innych obowiązkach, chcemy poprostu spędzić razem czas i opowiedzieć sobie co dzisiaj robiliśmy bez konieczności irytacji, że jednemu z nas brakuje odpowiednich słów. Poza tym porozumiewanie po angielsku jest dla nas na tyle naturalne, że nawet jeśli któreś z nas osiągnie biegłość w języku polskim czy arabskim to i tak angielski pozostanie dla nas pierwszym językiem komunikacji. Poza tym, dzięki temu robimy też przysługę samym sobie. Jeśli kiedyś zdecydujemy się na powiększenie rodziny to nasze dzieci będą znały od początku trzy języki zamiast dwóch.

Moja przygoda z arabskim

Ja, kilka lat temu rozpoczęłam kurs języka arabskiego i chociaż teraz miałam przerwę to już za kilka tygodni wracam na zajęcia. Wcześniej uczyłam się jedynie ze słuchu i z tego co udało mi się samodzielnie znaleźć w sieci. Z wykształcenia jestem filologiem i miałam styczność z wieloma językami obcymi. Nauka arabskiego jest dla mnie niezłą frajdą i wyzwaniem. Język bardzo mi się podoba i w końcu chcę dojść do poziomu swobodnej komunikacji, żeby móc porozmawiać z teściową i całą resztą rodziny męża, która nie mówi po angielsku.

W uczeniu się języka partnera lub partnerki jest też ogromna zaleta, że mamy obok native speaker’a, który może nam podpowiedzieć jak coś się mówi, nauczyć języka codziennego, którego nie poznamy na lekcjach językowych. Na lekcjach arabskiego uczę się czytania, pisania i klasycznego arabskiego. Tak wybrałam, ponieważ dialekt egipski słyszę na co dzień kiedy mąż rozmawia z rodziną lub kiedy jesteśmy w Egipcie. Do nauki dialektu nie potrzeba specjalnie zajęć bo jest to przede wszystkim język mówiony, a nie pisany. Ja nie chcę operować już tylko językiem mówionym, chcę być w stanie pisać i czytać po arabsku i znać tę klasyczną wersję języka używaną w mediach, książkach czy gazetach.

Wyjazdy do Egiptu

Od czasu do czasu odwiedzamy rodzinę Mohameda w Egipcie, mamy więc drugi dom w ciepłym kraju. Nie jeździmy tam tak często jakbyśmy chcieli. Od przeprowadzki do Polski po ślubie byliśmy w Egipcie jedynie dwa razy. Chcielibyśmy jeździć częściej, ale nie zawsze możemy. Poza tym świat jest ogromny, a my chcemy zwiedzić go jak najwięcej. Podróżujemy więc w wielu różnych kierunkach.

To co lubię w powrotach do Egiptu to spotkania z rodziną i przyjaciółmi, ale też możliwość obserwowania z boku egipskiego życia. Latając do Egiptu nie jeździmy do kurortu, ale do zwykłego egipskiego miasta. Port Said pozbawiony jest turystów, ale dzięki temu wiem jak wygląda prawdziwe życie w kraju faraonów, życie zwykłych ludzi. W kurortach takich jak Hurghada czy Sharm się tego nie odczuje. Żeby poznać zwykłe życie trzeba jechać tam gdzie to życie się toczy, z dala od hoteli i tłumów turystów. Cieszę się więc, że mam taką możliwość i uważam to za jedną z największych zalet związku mieszanego.


Poznanie nowej kultury

W związku mieszanym mamy niepowtarzalną okazję poznania innej kultury od środka. Poznajemy tradycje, zwyczaje z zupełnie innej perspektywy niż podróżując. Dowiadujemy się wiele od rodziny i znajomych mieszkających w tym kraju. No właśnie, dzięki podróżom do Egiptu, mam tam przyjaciół, których mogę zapytać o wszystko. Jeśli mam pytania na temat aspektów kulturowych, religijnych czy problemów społecznych Egiptu, to mogę zwrócić się nie tylko do męża i jego rodziny, ale też do naszych przyjaciół, którzy opowiedzą mi jak to wygląda z ich perspektywy. Dzięki temu mam szerszy obraz sytuacji i lepiej rozumiem co się dzieje w tym kraju. Okazja poznania kraju od podszewki, tego jak wygląda życie zwykłych ludzi jest niewątpliwie ciekawym doświadczeniem.

Poszerzanie horyzontów

Przez te kilka lat wiele się od siebie nauczyliśmy. Pod każdym względem. Dowiedzieliśmy się dużo na temat naszych kultur, krajów pochodzenia, języków, ale wiele też nauczyliśmy się od siebie na temat świata. Połączyliśmy nasze style podróżowania i poznawania świata w jeden i dzięki temu tylko go wzbogaciliśmy. Lubię to, że często w podróży zwracamy uwagę na zupełnie inne rzeczy, że inne sytuacje są dla nas nowe, każdego z nas inna sytuacja zaskoczy. Przykładowo, Mohamed przyzwyczajony był w Indiach do korków na ulicach i niezwracania uwagi na pieszych bo w Egipcie ruch działa tak samo. Dla mnie to wciąż zaskoczenie chociaż widziałam to już tak wiele razy w kraju faraonów.

Lubię też to, że w domu mamy całą biblioteczkę książek w różnych językach, po polsku, angielsku, arabsku, hiszpańsku, włosku, francusku, portugalsku i tak mogłabym pewnie jeszcze wymieniać. Lubię to, że na naszej półce stoją pamiątki przypominające Egipt, a obok nich rzeczy przywiezione z podróży po Polsce.

Czego nie lubimy w związkach mieszanych?

Musiałam dodać jakiś element negatywny. Nie wszystko w związkach mieszanych jest piękne i kolorowe. Są takie rzeczy i sytuacje kiedy po prostu nie wiemy co powiedzieć.

Wścibstwo obcych ludzi

Mam dziwne wrażenie, że w przypadku par mieszanych ludzie uzurpują sobie większe prawo do wchodzenia butami w ich życie prywatne, niż ma to miejsce w przypadku par monokulturowych. Jakoś w małżeństwach polsko-polskich rzadko słyszy się pytania „A jak cię traktuje?”, „A nie musisz zmienić wiary?” i cała seria podobnych. Zawsze mówiłam, że największy problem z tym, że podchodzimy z innych krajów mają obcy ludzie, a nie my sami 😉 O stereotypach jakie towarzyszą nam na co dzień, napisałam już kiedyś cały tekst. O byciu żoną Araba możecie przeczytać tutaj. Nie chcę już tego tematu powtarzać, ale napiszę wam o innych dziwnych pytaniach jakie dostajemy czasami od ludzi.

Wyjątkowo często padają też pytania „A czy twój mąż pracuje?”. Nie, mój mąż tylko leży i pachnie i czeka aż sama utrzymam dom i zarobię już pierwszy milion. No oczywiście, że pracuje, dlaczego miałby tego nie robić? Czemu bycie cudzoziemcem kojarzy się wszystkim od razu z byciem leniem, który czeka aż podstawi mu się wszystko gotowe? Mój mąż od zawsze pracował, od przyjazdu do Polski nie było inaczej.

Każdy wie lepiej jak powinnaś żyć

A na koniec pytanie, które zadawane jest nam równie często: „Kiedy dzieci?”, „Jak wychowacie swoje dzieci?”. Czy ktoś z was będąc w związku z Polakiem/Polką był pytany o to jak wychowa dzieci? Nie? Tak właśnie myślałam. O dziwo nas pyta się o to często. Nikt nie pomyśli, że przeprowadzając się do innego kraju trzeba sobie na nowo ułożyć życie, odnaleźć się w nowej rzeczywistości, znaleźć pracę, zacząć normalnie i samodzielnie funkcjonować. Nam i tak było łatwiej bo Mohamed był już wcześniej w Polsce i od początku radził sobie ze wszystkim sam. Ale tak czy inaczej, proces budowania nowego, stabilnego życia w obcym kraju trwa kilka lat. Do tego dochodzą sprawy związane z załatwieniem zezwolenia na pobyt i chociaż w przypadku małżeństw nie jest to takie trudne to jednak zawsze jest jakiś stres i niepewność czy decyzja będzie pozytywna czy nie.

No i właśnie, nikt nie pomyśli, że pośród tego wszystkiego nie ma się czasu na myślenie o powiększaniu rodziny. Bylibyśmy chyba skrajnie nieodpowiedzialni starając się o dziecko w momencie kiedy nie mamy jeszcze karty pobytu, nie wspominając o pracy, której bez karty mąż mieć nie może. Na dodatek to wszystko jeszcze pomiędzy moimi studiami godzonymi z pracą. Lubimy podejmować odpowiedzialne decyzje w tak ważnych sprawach. Zresztą, wiecie co? To są tak prywatne sprawy, że najlepiej o nie w ogóle nie pytać. Nie tylko nas, ale w ogóle nikogo. Sytuacji jest tyle ile ludzi, a takim pytaniem po prostu można komuś sprawić przykrość. My wychodzimy z założenia, że na wszystko jest czas i pewnych decyzji nie warto przyspieszać.


Czy zawsze jest tak kolorowo?

Zgadzam się jednak, że nie zawsze i nie dla każdego związek mieszany będzie łatwy. Często jest trudno, kiedy rodzina nie akceptuje takiego związku, albo kiedy jest problem z komunikacją. Trudno mi się jednak wypowiadać na ten temat, bo my takiego problemu nie mieliśmy. Dobrze dogadujemy się ze swoimi rodzinami i nie mieliśmy kłopotu żeby zaakceptowali nasze wybory.

Życie z dala od rodziny

Związek mieszany trudny jest pod jednym względem. Jedno z nas mieszka z dala od swojej rodziny i przyjaciół. Na dodatek musiało zrezygnować ze swojego dotychczasowego życia i przeprowadzić się do innego kraju. Zawsze w związkach mieszanych będzie ten problem przynajmniej dla jednej osoby. Dla dwojga, jeśli mieszka się w jeszcze innym kraju niż kraj pochodzenia jednego z partnerów. Tęsknota za domem i rodziną będzie nam towarzyszyć zawsze. Chociaż mój mąż nigdy nie narzeka i nigdy nie powie na głos, że tęskni, (w końcu zawsze powtarza, że teraz tutaj jest jego rodzina, a dom jest tam gdzie jesteśmy razem), to wiem, że brakuje mu egipskiej rodziny.

Życie codzienne

U nas też nie zawsze jest idealnie. Nie mam zamiaru kreować tutaj perfekcyjnego świata pary mieszanej bo uważam, że par idealnych nie ma. Kłócimy się jak wszyscy, później się godzimy. Też mamy problemy, ale zawsze staramy się razem sobie z nimi poradzić. Na pewno nasze kłótnie nie wynikają z tego, że mąż jest Egipcjaninem czy muzułmaninem. Pochodzenie czy religia nie mają z tym nic wspólnego. Ot życie codzienne, czasem trzeba się trochę pokłócić, pogodzić, żeby nie było nudno 😉 Na szczęście w naszym przypadku nie trwa to dłużej niż kilka godzin. My po prostu nie potrafimy się na siebie obrażać przez kilka dni.

Plany na przyszłość

Jest nam dobrze tak jak jest teraz. Z pełnym przekonaniem mogę to powiedzieć. Dużo wydarzyło się przez te 5 lat, ale jeszcze więcej przed nami. Jesteśmy razem, spełniamy nasze marzenia, podróżujemy, mamy w głowach jeszcze mnóstwo pomysłów, które chcemy zrealizować. Przede wszystkim, mam nadzieję, że za kolejne 5 lat, a nawet 15 będę mogła wrócić do tego tekstu i napisać, że po kolejnych latach ślub wciąż był najlepszą decyzją w moim życiu. Mam obok siebie najlepszego towarzysza życia i podróży.

Podsumowanie

Żeby uniknąć nieporozumień, chciałam wyjaśnić, że powyższy tekst jest tylko i wyłącznie moimi przemyśleniami i opisuje jedynie moje doświadczenia. Absolutnie nie mam na celu próbować przekonać kogokolwiek, że związki mieszane są lepsze czy gorsze. Wszystko zależy od osoby. Można trafić dobrze i można trafić źle. Nie było też moim celem krytykowanie kogokolwiek, każdy żyje tak jak chce, a ja chciałam opisać to jak żyjemy my. Jeśli więc zrozumieliście mój tekst inaczej to może lepiej przeczytajcie go jeszcze raz.

Nie jesteśmy też autorytetem w temacie długoletnich związków mieszanych. Pięć lat po ślubie to dla nas dużo, ale jest wiele innych par, które są już razem przez kilkadziesiąt lat. Natomiast po tych pięciu latach poczułam, że jesteśmy ze sobą na tyle długo, że mogę już coś powiedzieć o życiu w związku mieszanym. W momencie kiedy nie ma już pierwszego zauroczenia, a od lat żyje się ze sobą codziennie perspektywa się zmienia i warto o tym pamiętać zanim wejdzie się w taki związek.